czwartek, 18 sierpnia 2011

początek

Wszystko zaczęło się od niewinnego pytania „to gdzie jedziemy na wakacje?” Pytanie padło oczywiście w momencie, w jakim rozpoczynają się wszystkie nasze przygody, czyli przy otwieraniu kolejnej butelki wina lub piwa. Odpowiedź padła szybko i była nadspodziewanie zgodna: „na wschód!” Kilka godzin (oraz butelek piwa lub wina) później, miałyśmy już znalezione bilety do Tbilisi, opracowaną trasę wyjazdu, przewodniki zakupione na allego i w zasadzie byłyśmy w pełni gotowe do drogi. Kolejny dzień, poza trudnościami ze wstawaniem z łóżka, przyniósł weryfikację naszych planów. Z trasy wyjazdu musiałyśmy wykreślić kilka miejsc, które wybrałyśmy głównie ze względu na pięknie brzmiące nazwy, Górski Karabach (tam się biją), Nachiczewańską Republikę Autonomiczną (niby już się nie biją, ale jedyny legalny sposób, w jaki można się tam dostać to samolot z Azerbejdżanu, reszta granic – zamknięta), Turkmenistan (marzył nam się rejs po Morzu Kaspijskim, ale niekoniecznie na statku handlowym, który płynie całą dobę, a na podróż zdarza się czekać nawet kilka dni, które trzeba spędzić w porcie, bo mogą odpłynąć bez ciebie). Na liście pozostała Gruzja, Armenia i Azerbejdżan. No i Krym w drodze powrotnej, która nie została do końca zaplanowana. Po przestudiowaniu przewodników, co nastąpiło w przeciągu kolejnych kilku dni, okazało się, że to i tak całkiem sporo jak na przewidziane przez nas trzy tygodnie urlopu. Następne dwa miesiące to okres stagnacji, zdarzało nam się zapominać o tym, że w ogóle gdzieś się wybieramy. No i za tydzień od dziś lecimy, nie mając jeszcze wiz do Azerbejdżanu (paszporty odbieramy z ambasady na dzień przed odlotem), wykupionych biletów na bagaż, map, żadnego sprecyzowanego planu podróży, ale to w końcu ma być przygoda! Trzymajcie kciuki, żeby nic nam się nie stało, bo ja już mam wizję tego, że zapijemy się w jakiejś gruzińskiej winnicy, trafimy przypadkiem do Osetii Południowej lub na granicę turecko-armeńską, gdzie strzelają do ludzi (gdy patrzę na alfabet gruziński i ormiański, to jestem przekonana, że wsiądziemy kiedyś do marszrutki, która jedzie w zupełnie inną stronę niż byśmy chciały) albo zostaniemy żonami szejka z Azerbejdżanu. Jeżeli więc do 21 września nie zameldujemy się, że wróciłyśmy, zgłoście proszę nasze zaginięcie do najbliższego konsulatu. A postaramy się meldować jak najczęściej i relacjonować na bieżąco nasze przygody na wschodzie.

c.d.n. (უნდა გაგრძელდეს, շարունակելի, продолжение следует, ardı var)

1 komentarz: